Rankiem Otulona ciszą smutku jak pierzyną Śmiesznie krzywię wyciągnięte dłonie I przeciągam się leniwie z taką miną Jakbym cała była snem i spaniem Mrużę oczy oślepiona słońcem Kryję się przed jego ciepłym światłem Coś tam mruczę i próbuję śpiewać Jakąś obłąkaną, senną kołysankę Wreszcie decyduję się obudzić Czyli stawiam nogę na parkiecie Potem staję na nim drugą nogą Desperacko decydująć się na życie |